niedziela, 15 października 2017

Piz da Lech - 21 sierpień 2017

Dziś zmierzymy się z kolejną trudną ferratą prowadzącą na niewysoki wprawdzie szczyt, ale szczyt, z którego widok mogę śmiało uznać za jeden z piękniejszych w Dolomitach.

"Kiedyś ktoś mnie zapytał "dlaczego chodzisz po górach?". Odpowiedziałem, że ludzi można podzielić na dwa rodzaje: na tych, którym tej pasji nie trzeba tłumaczyć i na tych, którym się jej nie wytłumaczy" - Piotr Pustelnik.

Każdego, kto stanął na szczycie Piz da Lech (2911 m n.p.m.) można śmiało zaliczyć do tych pierwszych...



Piz da Lech to wybitny, masywny szczyt. Jeden z dominujących akcentów krajobrazowych we wschodniej części Selli. Na zachód, ku dolinie Val de Mesdi, obrywa się wspaniałym urwiskiem, robiącym kolosalne wrażenie, jeżeli spoglądamy z okolic schroniska Pisciadu. Tak opisuje szczyt Dariusz Tkaczyk w przewodniku Dolomity Tom II.

Dojście na szczyt jest możliwe dwoma dogami - drogą normalną oraz ferratą Piz da Lech. My oczywiście wybieramy ferratę (klasyfikowana jako trudna, 2:30h podejścia).

Starujemy z Passo di Campolongo. Kierujemy się na wierzchołek Crep de Munt, gdzie znajduje się dolna stacja wyciągu krzesełkowego. Dojście do stacji prowadzi wygodną szutrowa drogą, ale nachylenie daje nam trochę w kość. Tym bardziej, że mimo wczesnej pory słońce mocno już dogrzewa. Podczas podejścia towarzyszy nam widok na Marmoladę. Prawdopodobnie spadł świeży śnieg, bo lodowiec jest idealnie biały, a odbijając ostre promienie słońca robi fantastyczne wrażenie.





Z Crep de Munt jedziemy kolejką w okolice schroniska Kostner. I muszę przyznać, że tym razem nawet nie zdążyłam się przestraszyć. Wjazd był tak niesamowicie widokowy, że odpłynęłam zupełnie. Przepiękna sceneria, w którąkolwiek stronę by nie spojrzeć! Przed nami zbocza Selli, z lewej potężna Marmolada, po prawej stronie i za nami szerokie panoramy sąsiednich pasm. Rewelacja! Nawet gdybym na wizycie w schronisku miała zakończyć dzisiejsza przygodę z górami, to byłabym w pełni usatysfakcjonowana!
Ale... dostaliśmy znacznie więcej!





Schronisko Kostner to niewielkie schronisko stojące po wschodniej stronie skalnego muru Selli, na skraju niższego tarasu. Roztaczają sie sprzed niego znakomite widoki: dalekie na wschód i bliskie na mroczne ściany otaczające dolinę Vallon.

Z górnej stacji kolejki kierujemy się od razu na prawo, w stronę pionowych zboczy Piz da Lech. To własnie tędy prowadzi nasza ferrata na szczyt.




Ferrata została doskonale opisana przez Dariusza Tkaczyka: "Patrząc na mur skalny Piz da Lech od strony stacji Vallon lub schroniska Kostner, trudno uwierzyć, że ferrata pozwala sobie na atak na to urwisko. Jednak została ona mądrze poprowadzona. [...] Ferrata posiada miejsca trudne i mocno przepaściste. Nie są one długie, ale wymagają odporności psychicznej i użycia siły."

Ferrata ma swój początek u wyloty sporej pionowej rynny. Wejście nie jest zbyt dobrze oznakowane, ale z drogi idącej u podstaw urwiska widać początek ubezpieczeń. Przed nami idzie grupa z przewodnikiem, dlatego musimy poczekać, aż pokonają pierwszą pionowa ścianę. W tym czasie my oraz dwie pary przed nami ubieramy uprzęże i kaski. 
Ja jestem już gotowa, ale Dawid (prawdopodobnie odurzony widokami :-) nieźle się zaplątał we własną uprząż.  
Pokotłował się chwilę... "O masz! Na lewą stronę założyłem"
Zdejmuje uprząż... znowu chwila kotłowaniny... " No nie... tył naprzód!"
Starsze małżeństwo czekające przed nami uśmiecha się pod nosem....
Dawid zdejmuje uprząż.... znowu chwila kotłowaniny i... cisza...
Dyskretnie pokazuję mu wzrokiem, że jeszcze paski nie po tej stronie...
"Wiem..." wzdycha pod nosem "ale jak jeszcze raz zdejmę tą uprząż to ludzie przed nami chyba posikają się ze śmiechu. Udawaj że jest ok, poczekamy aż pójdą" :-)

Para młodych włochów przed nami trochę nas blokuje. Pierwsza ściana dała im nieźle w kość. Dziewczyna zupełnie sobie nie radzi. Próbuje się podciągnąć i rezygnuje. Ślizga się po ścianie, nie ma sił by podciągnąć się na rękach. Patrząc na nią aż sama zaczynam mieć wątpliwości czy ta ściana jest do przejścia  :-)




Ale gdy wreszcie przychodzi nasza kolej potrzebujemy zaledwie chwili by stanąć na pierwszej półce, gdzie mijamy Włochów. Dalej idziemy stromymi skalnymi stopniami, które pokonujemy wzdłuż ubezpieczeń. Znów wspinamy się w górę rozpadliny, pokonując gładką, płytową ściankę. Jest to jedno z bardziej wymagających miejsc. Wolę nie myśleć jak pokonają je Włosi :-) 




Dalej ferrata prowadzi w prawo wznoszącym się trawersem, aż do osiągnięcia niewielkiego balkonu. Z niego idziemy wzdłuż rysy, a potem pionową ścianą wymagającą użycia sporo siły. Bicepsy zaczynają odczuwać przyjemne mrowienie. Wchodzimy na dużą półkę, z której widać już pierwszą z bardzo eksponowanych drabin. W tym miejscu mijamy kolejną grupę i wreszcie nikt już nie blokuje nas na szlaku. 



Wspinamy się pierwszą drabiną - naprawdę długą i naprawdę przyprawiająca o dreszcz emocji. Najpierw kilka, a potem kilkanaście metrów przepaści pod nami! Kocham to!
Po przejściu pierwszej drabiny robi się jeszcze bardziej ciekawie. Ponownie stromo, po klamrach przechodzimy do drugiej drabiny. Tuż za nią następuje kluczowe miejsce, którym jest odcinek w lekko przewieszającej się skale. Przejście ponownie ułatwiają klamry. 




Po tym etapie większe trudności mamy już za sobą. Pniemy się wygodnyi półkami, a końcówkę podchodzimy skalistym, zasłanym piargiem, widokowym  zboczem.
Zachwycając się nieograniczonym widokiem wychodzimy na szczyt Piz da Lech (2911 m n.p.m.)










A widok ze szczytu jest po prostu fenomenalny!!!
Wrzucam po prostu kilka zdjęć, żeby dać namiastkę tego, co było nam dane oglądać własnymi oczami.










W tle widać Marmoladę. Przy takiej pogodzie, widok z najwyższego szczytu musi być naprawdę niesamowity. Szkoda, że my nie mieliśmy tyle szczęścia kiedy zdobywaliśmy najwyższy szczyt Dolomitów.
Nasza relacja pod linkiem: 
Marmolada -14 sierpien 2017









Ze szczytu Piz da Lech doskonale widać wierzchołek Piz Boe, na którym staliśmy kilka dni wcześniej. Relację z tej wyprawy możecie znaleźć pod linkiem:
Piz Boe -18 sierpien 2017




Do zejścia wykorzystujemy drogę normalną, która prowadzi wschodnią stroną Piz da Lech. Jest to typowe dla Dolomitów zejście rozległymi piarżyskami, które pokonujemy zakosami. Idąc tym wariantem mamy do pokonania tylko jedną ściankę ubezpieczoną klamrami. 




Zejście jest równie widokowe, co podejście ferratą, a dodatkowo możemy oglądać ludzi podchodzących po pionowych ścianach. Super wrażenie robią turyści podchodzący ciągiem drabin. Czujemy satysfakcję, że jeszcze chwilę temu inni mogli oglądać tam nas :-)




Fragment naszego szlaku...





Po zejściu kierujemy się do schroniska Kostner. Robimy chwilę przerwy, aby podziwiać pionowe ściany Piz da Lech, w których próbujemy prześledzić trasę ferraty. Wspinaczka nie była wcale straszna, ale z dołu ściany robią piorunujący efekt!





Czas wracać na Passo di Campolungo. Tym razem wybieramy trasę przez Bec de Roces - nieco dłuższe, ale jeszcze bardziej urozmaicone i widokowe zejście niż przez Crep de Munt.






Bec de Roces to skalne miasto utworzone przez liczne turnie i wielkie bloki wapienne obficie porośnięte roślinnością, wśród których wije się nasza ścieżka.
Dochodzimy do polany poprzecinanej wyciągami, na której mieści się schronisko Bec de Roces. Ponieważ dalszy szlak wyprowadza nas nieco poniżej Passo di Campolongo i miejsca, gdzie zostawiliśmy samochód, postanawiamy skrócić sobie drogę i tniemy na przełaj pod wyciągiem krzesełkowym :-)
To nie było najlepsze rozwiązanie - zbocze było tak strome, że nawet w zejściu nie można nazwać go przyjemnym - dostało  się naszym kolanom za wszystkie czasy.

Grupa Sella na zawsze zostanie w naszych sercach. Piz Boe zauroczył nas fantastycznym widokiem na Marmoladę otoczoną tańczącymi chmurami, Sass Pordoi pozwolił nam odkryć tajemnice twierdzy Selli, a zdobycie Piz da Lech było ostatecznym postawieniem kropki nad "i". Piękna grupa Dolomitów, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecane posty

Wspomnienia z Dolomitów (sierpień 2016) - Tre Cime di Lavaredo i Monte Paterno

Tre Cime di Lavaredo - potężne turnie stojące samotnie w masywie Dolomiti di Sesto. Widok na nie od strony północnej należy do najbardzie...