piątek, 21 lipca 2017

Wspomnienia z Dolomitów (sierpień 2016) - ferrata Ivano Dibona

Ciepły letni wieczór... Odpoczywam na leżaku na tarasie i słucham świerszczy. Na stoliku po mojej prawej stronie leżą przewodniki i mapa - zaczynam planować wakacyjny wyjazd. Jeszcze tylko kilka tygodni i... witajcie Dolomity!
Ale kiedy tylko otwieram przewodnik, przed oczami mam wakacje 2016 i naszą pierwszą wizytę w Cortinie d'Ampezzo. Nasze pierwsze spotkanie z Dolomitami i nasz nieopisany zachwyt. 
Warto wrócić choć na chwilę do tego wyjazdu i przywołać kilka wspomnień. Zaczynam od mojego największego marzenia - ferraty Ivano Dibona.



O ferracie Dibona czytałam na dłuuuugo zanim w ogóle pomyślałam o wyjeździe w Dolomity. Wystarczy wygooglować w internecie jakąkolwiek relację z przejścia ferraty i można się zakochać bez pamięci! Do dziś, kiedy oglądam zdjęcia z trasy, serce mocniej bije. I choć nie mam w zwyczaju powtarzać górskich tras, to na Dibonę chciałabym jeszcze wrócić!

Piękna, logicznie poprowadzona, długa trasa. Dostarczająca niesamowitych wrażeń estetycznych i wysokogórskich emocji. Dzięki licznym mostkom, drabinkom i innym sztucznym ubezpieczeniom niezwykle ciekawa i urozmaicona. A do tego przecudowne widoki: potężne, majestatyczne góry wyrastające ze wszystkich stron. Ogromna przestrzeń, zachwycające szczyty, głęboki błękit nieba i poczucie prawdziwej wolności! 
Nie potrafię wyrazić tego słowami, to trzeba przeżyć!

Ferrata prowadzi w masywie Cristallo, na północ od Cortiny d'Ampezzo. Wg przewodnika Dariusza Tkaczyka "Dolomity Tom 1 Wschód" klasyfikowana jest jako dosyć trudna. Przejście samej ferraty zajmuje ok 5 godzin, ale dojście do do jej początku nieco się skomplikowało...

Punktem wyjścia na ferratę jest schronisko Lorenzi (2932 m n.p.m.). Najprościej można się tam dostać dwoma kolejkami. Najpierw wyciągiem krzesełkowym Rio Gere do schroniska San Forca, a następnie kolejką gondolową na przełęcz Forcella Staunies. 
Taki też mieliśmy plan, gdyby nie fakt, że kolejka gondolowa z przyczyn technicznych już nie działa. Całe szczęście, że klika dni wcześniej na campingu w Cortinie spotkaliśmy ekipę chłopaków ze Śląska, którzy również wybierali się na Dibonę, i uprzedzili nas że kolejka jest wyłączona (w przewodniku z 2013 roku nie ma jeszcze tej informacji).

Zdecydowaliśmy się zatem skorzystać z doświadczenia kolegów i wystartować z Ospitale (co prawda będziemy mieli dodatkowe trzy godziny do przejścia, ale po zejściu z ferraty będziemy już blisko miejsca gdzie zostawiliśmy auto).

A zatem plan jest taki:
1. Szlak T410 - Ospitale - dolina Val. Padeon - Przełęcz Sanforcia, - 3h
2. Wrjście na przełęcz Forcella Stauniec do schroniska Lorenzi - 2:30h
3. Przejście ferraty Ivano Dibona - 5h
4. Powrót do Ospitale - 1:30h

Oczywiście można skorzystać z wyciągu krzesełkowego Rio Gere i zaoszczędzić trochę czasu i siły, ale po zejściu z ferraty musielibyśmy wrócić z Ospitale po samochód. Zdecydowaliśmy, że lepiej nadrabiać rano, kiedy jeszcze jesteśmy w pełni sił :-)

Wyruszamy jak zwykle o świcie. Na parkingu w Ospitale zostawiamy samochód, przechodzimy na drugą stronę potoku Felizon i stromym podejściem wkraczamy do doliny Val Padeon. Potem jest już nieco łagodniej. Gdy wychodzimy na polanę po naszej prawej stronie wyłania się masyw Cristallo i jego granie rozświetlone w blasku budzącego się słońca. 
Sielanka kończy się w momencie rozejścia szlaków - w górę do schroniska San Forca (nasz szlak) a dalej prosto na przełęcz Tre Croci. Zaczyna się podejście po piargowych stromych zboczach. Ale jak się okaże za chwilę to tylko namiastka tego, co nas czeka :-).
Gdy dochodzimy pod dolną stację faktycznie nieczynnej kolejki gondolowej zabawa dopiero się zaczyna. Przed nami niekończący się żleb, wypełniony piargiem a gdzieś tam wysoko, wysoko, wysoko, niewidoczne jeszcze dla naszych oczu schronisko.
W tym miejscu chciałabym zacytować Dariusza Tkaczyka, który tak opisuje ten fragment szlaku: "Droga dla ludzi ze skłonnością do samoudręczenia". Ale skoro wyciąg nie działa to wyjścia nie ma. Nie myślę poświęcić moich marzeń ze strachu przed 150 minutami męki :-)


Cytat pana Tkaczyka doskonale oddaje charakterystykę drogi - monotonnie, noga za nogą, w osuwającym się piargu pniemy się w górę. Oczywiście ciężko mówić w takich warunkach o jakimkolwiek szlaku. To jak jedno wielkie usypisko kamieni. Nie ma dobrej drogi. Gdzie nie staniesz i tak cofniesz się pół kroku :-) I tylko, kiedy co jakiś czas odwracasz się za siebie i patrzysz w dół dostrzegasz, ze jednak posuwasz się do przodu.
Końcówka żlebu zasypana jest śniegiem (to pamiątka po ostatniej burzy). Nie oznacza to jednak, że idzie się łatwiej. Podejście jest coraz bardziej strome, a śnieg zmarznięty więc każdy krok wymaga uprzedniego "wykopania" stopnia, który umożliwi pewne postawienie stopy. 

Schronisko jest już dobrze widoczne. Wydaje się  na wyciągnięcie ręki. Ale podejście nie daje wytchnienia do samego końca.  Do ostatnich metrów musimy się wspinać po coraz bardziej stromym zboczu.


Wreszcie jesteśmy! Przed nami otwiera sie fantastyczna panorama! A emocje rosną z każdą chwilą... Zaczynamy ferratę Ivano Dibona. 

Od górnej stacji kolejki kierujemy się na prawo na metalowe schody. Z barierek i stopni zwisają sople lodu. Tak samo oblodzona jest pierwsza drabinka. Ręce zaczynają marznąć, aż ciężko przepinać karabinki. A z drugiej strony w środku robi się gorąco. Wreszcie tutaj jestem! Wychodzimy na grań i podchodzimy do krótkiego tunelu. Tutaj też sklepienie pokryte jest sopelkami. Wygląda to bajkowo! 



Wreszcie dochodzimy do głębokiej rozpadliny, którą przekraczamy po zbudowanym z drewnianych kładek, wiszącym moście o długości 27 metrów. To Ponte Cristallo, który znam na pamięć ze zdjęć i relacji. Słynny mostek zawieszony na stalowych linach przyciągał kiedyś mnóstwo niedzielnych turystów, którzy wjeżdżali do schroniska kolejką tylko po to by zrobić na nim kilka zdjęć. Wreszcie widzę pozytywną stronę niedziałającej kolejki. Jesteśmy prawie sami! Przed nami idzie tylko jedna ekipa włochów (którzy zresztą zaraz się odłączą i wrócą do schroniska). 
Oczywiście my też robimy pamiątkowe fotki ;-)


Po przekroczeniu rozpadliny idziemy granią, aż do drogi prowadzącej na szczyt Cristallino d'Ampezzo (3008 m n.p.m.). Zejście i wejście zajmuje zaledwie 30 minut więc wchodzimy na szczyt. 




Za nami zostawiamy fantastyczny widok na schronisko, osadzone na wąskiej grani i wielki krzyż. 




Po zejściu ze szczytu wędrujemy dalej granią, pokonując skalne rogi na przełęcz Forcella Grande (2874 m n.p.m.). 


Nie wiem czy większą frajdę sprawia mi pokonywanie trudności technicznych na trasie (tym bardziej, że cały czas idziemy w śniegu) czy zapierające dech w piersiach widoki. Mimo, że idziemy już ponad godzinę nie potrafię przestać się zachwycać. Robię po dziesięć niemal identycznych zdjęć, bo boję się, żeby te chwile nie uleciały z mojej pamięci. I żeby nie uronić choćby fragmentu otaczającego mnie obrazu. 




Z Przełęczy idziemy z początku nieco w górę, mijając pozostałości zabudowań wojskowych. Ferrata Ivano Dibona poprowadzona jest bowiem wzdłuż dawnej ścieżki włoskich żołnierzy górskich - stąd liczne pozostałości zabudowań wojskowych.


Mijamy baraki i schodzimy na przełęcz Forcella Padeon (2760 m n.p.m.). Tutaj nie ma już właściwie śladu po śniegu a ferrata zamienia się w wysokogórską wędrówkę. Trawersujemy zbocza Vecchio del Forame po potężnych naturalnych półkach utworzonych przez regularnie ułożone warstwy skał.



Jest to wyjątkowo ciekawy krajobrazowo fragment ferraty.  Po osiągnięciu kolejnej przełęczy Forcella Alta (2678 m n.p.m.) schodzimy stromo w dół piarżystą rynną.
W tym miejscu spodziewaliśmy się, że to już koniec wrażeń - ostre zejście i utrata wysokości zazwyczaj oznacza również mniejsza częstotliwość "och!" i "ach!". Ale Ivano Dibona jest wyjątkowa! Wydawało nam się, że było pięknie? A z każdym kilometrem jest jeszcze piękniej! Krajobraz się zmienia, a widoki zachwycają bardziej i bardziej. Przestajemy to ogarniać!




Na przełęczy Forcella Bassa (2467 m n.p.m.) kierujemy się w prawo i po krótkim podejściu znów schodzimy w dół. Za pomocą drabinki pokonujemy pionową ścinkę i trawersem kierujemy się na grań Zurlon (2379 m n.p.m.). W ruinach zabudowań wojskowych można znaleźć pamiątkową książkę ferraty i zostawić swój wpis (my jednak o tym nie wiedzieliśmy, dlatego naszego autografu nie znajdziecie :-) 


Na przełęczy Forcella Zurlon (2363 m n.p.m.) kończy się zasadnicza część ferraty. Tutaj zdejmujemy już uprzęże i żlebem schodzimy w dół, aż osiągamy linię lasu i dolinę Padeon. Dochodzimy do głównej drogi i w prawo kierujemy się na Ospitale.

Jeszcze nigdy w życiu nie miałam takiej satysfakcji ze spełnionego marzenia!

Na dworze już zupełnie ciemno. Mój przyjaciel Karol (pająk krzyżak z rodu von Jungingenów :-) wyszedł na łowy. A ja myślami utknęłam na Dibonie... i to na dobre. 
Z planowania już nic dzisiaj nie będzie :-)



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecane posty

Wspomnienia z Dolomitów (sierpień 2016) - Tre Cime di Lavaredo i Monte Paterno

Tre Cime di Lavaredo - potężne turnie stojące samotnie w masywie Dolomiti di Sesto. Widok na nie od strony północnej należy do najbardzie...