sobota, 28 marca 2020

Ak-Suu Traverse Trek - najpiękniejszy sposób by zobaczyć jezioro Ala-Kul - dzień 4

Do celu mamy jeszcze kilka dni wędrówki. Ale już sama droga dostarcza nam niesamowitych przeżyć. W górach Tienshan czujemy się jak w domu. Przestawiamy się definitywnie na naszą górską beztroską rutynę, w której jedynym zmartwieniem jest  znalezienie miejsca do spania i czegoś do jedzenia... A problemy pierwszego świata nie istnieją...


Dzień 4 - Przejście przez przełęcz Ortok (3 616 m n.p.m.) doliną Anyrtor do Altyn Arashan

Dystans: 13.8 km
Suma podejść: 829 m
Suma zejść: 1 100 m
Czas na szlaku: 8:00 - 14:00

Dzisiaj czeka nas jeden z łatwiejszych dni trekingu. Do pokonania mamy niecałe 14 kilometrów, a piękne słońce, które nas budzi napawa optymizmem i dodaje energii.
Oczywiście bez kropelki potu się nie obejdzie - zaczynamy bowiem od dość ostrego podejścia po trawiastym zboczu.

Najpierw jedna trawiasta przełęczka...






A następnie przełęcz Ortok - 3 616 m n.p.m., z której widoki dawały już namiastkę tego, co nas czeka. Krajobraz wołał do nas, że zbliżamy się do serca Tienshanu.







I na tym podejściu skończyły się ostatnie trudy dzisiejszego dnia. Zostało dłuuuuuuugie zejście do Altyn Arashan. Schodzimy po dość stromym czerwonym piargu, wiec kolana dostają nieco w kość, ale już za chwilę na wysokości doliny Anyrtor teren się wypłaszcza, a przed nami ukazała się ogromna łąka.
Teren był tak przyjemny do wędrówki, że pozwoliliśmy odpocząć naszym stopom i przeskoczyliśmy w sandały ;-)

Dolina Anyrtor jest niesamowita! Chyba nigdy nie byłam w tak ogromnej dolinie! Jakby kilkadziesiąt piłkarskich boisk połączonych w jedno. Z góry wyglądała imponująco, ale gdy sami się w niej znaleźliśmy to mogliśmy odczuć jej ogrom na własnej skórze...
Szliśmy i szliśmy, mijaliśmy stada koni, całe stada świstaków i szliśmy, szliśmy... Już wydawał się że jesteśmy na progu doliny, ale im bliżej podchodziliśmy tym dalej mogliśmy sięgnąć wzrokiem na ogrom przestrzeni przed nami. 
Wydawało się, że im dłużej idziemy tym więcej mamy do przejścia :-)

A najlepsze jest to, ze nasz "spacer" wcale nie był nudny!
Na otaczające dolinę zbocza, na piękne konie, na sunące po niebie obłoki można było patrzeć bez końca.
Jak niewiele potrzeba człowiekowi do szczęścia!



Wreszcie krajobraz zaczął się  nieco zmienić. Zaczęliśmy schodzić w dół, a wraz z utratą wysokości pojawiły się pierwsze kosówki i drzewa.

Wzdłuż strumienia, wyraźną ścieżką schodzimy do Altyn Arashan - małej osady, gdzie można skorzystać z kąpieli w gorących źródłach. Altyn Arashan to na razie kilka budynków i kilka jurt, ale widać, że turystyka będzie się tutaj rozwijać. Dwie "karczmy", pełniące również funkcję schronisk były właśnie w budowie.
W osadzie znajduje się mały sklep, gdzie można uzupełnić zapasy - głównie słodycze, konserwy i chleb.
Jest też kilka miejsc, gdzie można zjeść. My oczywiście decydujemy się na tradycyjny tłuściutki plow - czyli górę ryżu zatopioną w smalczyku z kawałkami mięsa i marchewki.
Do tego oczywiście sałatka z pomidorów i ogórków - nie ma to jak sprawdzony zestaw ;-)


A kogo spotkaliśmy podczas obiadu? Akurat w tym czasie i akurat do naszej jadłodajni zaszedł poznany w Ala Archa Duńczyk ;-) Sympatyczny zbieg okoliczności, tym bardziej, że od razu się poznaliśmy i po raz kolejny wymieniliśmy spostrzeżenia na temat trekingu. On akurat szedł z przeciwnej strony i w Arashan kończył swoją przygodę, więc mogliśmy podpytać o dalszy przebieg wędrówki.
Można powiedzieć, że ten zbieg okoliczności nie był jakiś nadzwyczajny - wiadomo, że turyści wybierają "must see" każdego regionu - ale... No właśnie do trzech razy sztuka (o tym przekonacie się dalszej części).

Ponieważ pora była jeszcze bardzo wczesna nie zdecydowaliśmy się na kąpiel w gorących źródłach, ale ruszyliśmy dalej. Uszliśmy jakieś 30 minut od osady, po czym narastająca mżawka skłoniła nas do rozbicia namiotu. Pewnie normalnie by nas to zmartwiło, ale teraz myśleliśmy tylko przez pryzmat naszych najedzonych brzuchów ;-)

Jutro czeka nas wielki dzień - podejście do jeziora Ala-Kul - z taką myślą zasypialiśmy, nie wiedząc, że pogoda napisze jednak inny scenariusz. 
O tym również dowiecie się już wkrótce...

Polecane posty

Wspomnienia z Dolomitów (sierpień 2016) - Tre Cime di Lavaredo i Monte Paterno

Tre Cime di Lavaredo - potężne turnie stojące samotnie w masywie Dolomiti di Sesto. Widok na nie od strony północnej należy do najbardzie...