sobota, 30 września 2017

Piz Boe - 18 sierpień 2017

Na dziś znów zapowiadały się opady...
Może to i lepiej - czas na dzień odpoczynku... Pogodziliśmy się już z myślą, że dzisiejsze wyjście w góry skończy się wędrówką przez doliny...

Ale chyba nikogo nie dziwi już fakt, że kilka godzin później, oglądaliśmy te doliny... z wysokości 3 152 m n.p.m... :-)





Czas na kolejną grupę Dolomitów - Sella. Do tej pory oglądaliśmy ją tylko z oddali, podziwiając jej niesamowity charakterystyczny kształt. Selli nie sposób pomylić z żadnym innym masywem. A przez to właśnie, że byliśmy w stanie bez problemu odnaleźć ją wśród panoramy szczytów, które oglądaliśmy w ostatnich dniach, tym bardziej pragnęliśmy ją poznać "od wewnątrz". 



Bardzo trafny pogląd na Sellę daje opis z przewodnika Dolomity Tom II Zachód Dariusza Tkaczyka: "Sella to chyba najbardziej oryginalna grupa Dolomitów i daleko odbiega od potocznych wyobrażeń o górach. Jej wygląd do złudzenia przypomina średniowieczną twierdzę. Wnętrze grupy to rozległy płaskowyż - kamienista pustynia wymodelowana siłami natury. Płaskowyż zawieszony jest wysoko ponad dolinami, ku którym obrywa się gigantycznymi urwiskami, tworzącymi jakby mury twierdzy. Plateau Selli jest miejscem jak najbardziej wysokogórskim, bo jego średnia wysokość wynosi od 2800 m do 2900 m. To nie koniec podobieństw do twierdzy. Wokół płaskowyżu rozciąga się położony znacznie poniżej taras. Ponad zrównaną powierzchnią wznoszą się szczyty sięgające granicy 3000 m."


Ponieważ zgodnie z prognozą, pogoda powinna się załamać ok. godziny 14, postanawiamy przejść skalną półką wzdłuż południowej ściany Selli do schroniska Kostner. Trasa w obie strony nie powinna zająć nam więcej niż 5 godzin i nie powinna sprawić nam problemów nawet w przypadku deszczu. Biorąc pod uwagę całkiem interesujące widoki oraz warunki pogodowe trasa wydaje się optymalnym kompromisem na dzisiejszy dzień.

Wyruszamy z przełęczy Passo Pordoi, na którą podjeżdżamy autem stromymi serpentynami. Nie stwierdziłam u siebie choroby lokomocyjnej, ale podjazd tutaj przyprawia mnie o mdłości. Im wyżej, tym widoki coraz lesze, a mnie coraz gorzej. Wysiadam na zupełnie miękkich już nogach i zaczynam od czekoladowego batonika, żeby żołądek zamiast wariować zaczął pracować.

Paradoksalnie, nie pionowe ściany stanowią o trudności Dolomitów, ale przejazdy serpentynami i oczywiście kolejki górskie :-P

Z przełęczy Pordoi kursuje kolejka górska na Sass Pordoi - szczyt, który oglądany z odległej perspektywy wygląda jak daszek twierdzy Selli. Wejście na szlak jest zaraz za dolną stacją kolejki. Wchodzimy na trawiaste zbocze, gdzie na początkowym odcinku zamocowano drewniane bale stanowiące naturalne schodki, a następnie wchodzimy w kamienisto-trawiasty teren, którym podchodzimy do piargów osypujących się ze ścian Selli.



Po porannej mgle nie ma już śladu, patrząc na niebo nic nie wskazuje na deszcz czy burze. Nad nami czysty błękit i piękne słońce. Dlatego, kiedy dochodzimy do rozejścia szlaków zaczynamy się zastanawiać czy na pewno chcemy iść w prawo kierując się do schroniska.
Inną alternatywą jest kontynuowanie podejścia piarżystym żlebem na Forclla Pordoi. Wybierając drugą opcję będziemy mogli wedrzeć się do wnętrza twierdzy Selli a może nawet... no własnie... ja już czuję kolejny trzytysięcznik w kościach...



Skoro jesteśmy już tutaj, skoro pogoda jest stabilna i skoro jakimś dziwnym trafem mamy ze sobą uprzęże, lonże i kaski to szkoda odpuścić. Idziemy w górę!

W decyzji upewnia nas kilka osób, które idą przed nami i fakt, że z przełęczy jest bardzo blisko do kolejki, która moglibyśmy zjechać w razie załamania pogody.

Dawid chyba nie jest do końca przekonany do naszej (mojej) decyzji bo najwyraźniej nastawił się już na spokojny, niemęczący spacer. Zamiast tego czeka go przynajmniej godzina ostrego podejścia w piargu :-) 





Co by jednak nie powiedzieć podejście jest całkiem przyjemne. Bez wątpienia trafiały się gorsze w naszej górskiej karierze :-) 
A już na pewno zapominamy o wszystkich wylanych kroplach potu kiedy tylko stajemy na przełęczy Forcella Pordoi i widzimy coś, czego kompletnie się nie spodziewaliśmy. Skalisty i pustynny wygląd doliny Antermoia okazuje się nagle dość zwyczajny w porównaniu z krajobrazem Selli. 

Najbliższe porównanie, które przychodzi mi na myśl, kiedy chcę opisać krajobraz przed nami to Wielki Kanion Kolorado. Ogromny skalny kanion, a po jego obu stronach gigantyczne płyty skalne z charakterystycznymi tarasami, wyglądającymi jak pola uprawne w Azji. 
Zamykające się, pionowe zbocza Selli, niczym kamienne mury i dno kanionu, niczym zamkowy dziedziniec. I w którąkolwiek patrzę stronę, widzę szare kamienne urwiska. Ponieważ jesteśmy w środku tej twierdzy, odcięci od widoku na inne grupy Dolomitów, możemy poczuć się jak w zupełnie innym świecie. Bez drzew, trawy, bez jakiegokolwiek życia. Tak surowego krajobrazu nie spotkaliśmy jeszcze nigdzie do tej pory. Wrażenie jest wręcz fenomenalne!






Przed nami dominujący nad płaskowyżem i przypominający piramidę szczyt Piz Boe. Teraz już chyba tylko huragan może nas zatrzymać!




Trzytysięcznik i tak był na naszej liście szczytów do zdobycia. Co prawda chcieliśmy zaatakować go od strony schroniska Kostner, tak aby mieć okazję powspinać się po ferratach, ale skoro wyszło jak wyszło, to wejdziemy drogą normalną.



Wyraźną ścieżką obchodzimy górną część dolinki Vallon del Foss, i mijamy rozwidlenie prowadzące do schroniska Boe szlakiem trawersującym płaskowyż. Nasza ścieżka wznosi się trawersując zbocza rozłożystej piramidy szczytu Punta di Soel. Osiągamy rozległe wypłaszczenie przed kopułą szczytową, z którego rozciąga się fanatastyczna panorama na masyw Marmolady.





Dalej mamy do pokonania nieco trudniejsze miejsce - cokół otaczający kopułę. Pokonujemy go wzdłuż ubezpieczeń i wychodzimy na obły, piarżysto-skalisty grzbiet. Podejście na szczyt jest również ubezpieczone stalową linką. 

Podejście od strony Passo Pordoi absolutnie nie wymaga asekuracji. Stalowa linka jest raczej wykorzystywana jako oznaczenie szlaku oraz chwyt dla utrzymania równowagi, nie zaś do asekuracji - która jest na tej trasie absolutnie zbędna.

Na szczycie mieści się schronisko, które w ocenie niektórych psuje krajobraz. Według mnie, schronisko jest nie tylko zadbane, ale również całkiem ładnie wkomponowane w otoczenie i zupełnie nie psuje moich wysokogórskich wrażeń. Znacznie większym problemem w mojej ocenie, jest ustawiona za schroniskiem antena stacji przekaźnikowej, która wygląda niczym wielki billboard.




Pomijając "dzieła" człowieka i wracając do dzieł natury wrażenia są nieopisane. Fantastyczna panorama na wynurzającą się z chmur Marmoladę i księżycowy krajobraz kamiennej pustyni we wnętrzu Selli.



Widok ze szczytu zrobił na nas największe wrażenie ze wszystkich dotychczasowych. Wreszcie mieliśmy nieograniczony widok na wszystkie strony świata. Chmury które przepływały między szczytami dodawały tylko uroku. A najlepsze z tego wszystkiego, to fakt, że nie spodziewaliśmy się takich wrażeń. Byliśmy gotowi na deszcz, na mało spektakularny marsz do schroniska, a tymczasem siedzimy na wysokości 3152 m n.p.m., nad nami piękne słońce i wspaniałe wysokogórskie widoki!
Najlepsza niespodzianka, o jakiej można zamarzyć!











Ze szczytu schodzimy na stronę północną - do schroniska Boe. Dzięki temu będziemy mieli okazje trochę lepiej poznać Sellę i przespacerować się płaskowyżem.








Im bliżej schroniska tym więcej turystów. Bardzo wiele osób przychodzi tutaj z kolejki na Sass Pordoi. Wracając płaskowyżem na Forcella Pordoi widzimy jak tłumy turystów wychodzą z kolejki. Większa część z nich zrobi sobie selfie, wypije piwo i zjedzie na dół, dlatego mam mieszane uczucia odnoście wyciągów w górach... Ale z drugiej strony trudno się dziwić, że każdy chciałby nacieszyć oczy tak oryginalnym górskim krajobrazem.

Dochodzimy do schroniska Boe (2871 m n.p.m.), które stoi w centralnym punkcie płaskowyżu Selli. Stąd kierujemy się z powrotem na Forcella Pordoi trawersując ponad górnymi partiami dolinki Vallon del Foss w oślepiająco białym piargu.

















Na Forcella Pordoi robimy krótką przerwę. Chcę jeszcze podejść na Sass Pordoi (2 950 m n.p.m.) i "wychylić się" za mury twierdzy od zachodniej strony. Może nie jest to najprzyjemniejsza trasa, kiedy trzeba dosłownie przeciskać się wśród tłumu turystów schodzących z kolejki, ale sam szczyt jest wart odwiedzenia. Przede wszystkim możemy oglądać panoramę Dolomitów na zachód od Selli (niewidoczną nawet ze szczytu Piz Boe), a dodatkowo z tarasów przy górnej stacji kolejki można z bliska zobaczyć pionowe ściany broniące dostępu do twierdzy Selli.











Do samochodu na Passo Pordoi wracamy tą samą drogą. Turyści, którzy w pocie czoła, podchodzą jeszcze po piargowych zakosach mogą nam tylko zazdrościć (tym bardziej, że o tej porze słońce grzeje już niemiłosiernie :-)



I tak kończy się pełna wersja mojego wpisu.
A tak wygląda wersja skrócona:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecane posty

Wspomnienia z Dolomitów (sierpień 2016) - Tre Cime di Lavaredo i Monte Paterno

Tre Cime di Lavaredo - potężne turnie stojące samotnie w masywie Dolomiti di Sesto. Widok na nie od strony północnej należy do najbardzie...