sobota, 5 sierpnia 2017

Wspomnienia z Dolomitów (sierpień 2016) - Tre Cime di Lavaredo i Monte Paterno


Tre Cime di Lavaredo - potężne turnie stojące samotnie w masywie Dolomiti di Sesto. Widok na nie od strony północnej należy do najbardziej znanych motywów górskich, przewijających się na tysiącach fotografii. To symbol Dolomitów, który przyciągnął również i nas...



Okolice Tre Cime są najliczniej odwiedzanym rejonem Dolomitów. Powodem tej popularności jest nie tylko niezwykły krajobraz, ale również łatwy i wygodny dostęp. Do schroniska Auronzo, od którego zaczyna się szlak pod Tre Cime (przez przełęcz Forcella Lavaredo), prowadzi bowiem płatna droga z Misuriny. 

W przewodniku Dolomity Tom I autor zwraca uwagę, że w pogodne dni trasa, jak i okolice schroniska Tre Cime zatłoczone są do granic możliwości. My wybraliśmy się tutaj przy niezbyt sprzyjającej pogodzie, ale może dzięki temu uniknęliśmy tłumów.

Ponieważ wychodząc na szlak nie planowaliśmy wypuszczać się dalej niż do schroniska Tre Cime zrezygnowaliśmy z wjazdu płatną drogą do Rif. Auronzo i wybraliśmy podejście na własnych nogach ścieżką trawersującą zachodni skraj grupy Cadini di Misurina. Gdy wychodziliśmy na szlak było kompletnie biało i całkiem konkretnie mżyło, ale ponieważ nadzieja umiera ostatnia, do plecaków wrzuciliśmy (tak na wszelki wypadek) uprzęże, lonże i kaski :-)


W Misurinie odbijamy zgodnie z drogowskazami w drogę prowadzącą dość ostro pod górę, Wjeżdżamy w las i kilkaset metrów przed punktem pobierania opłat zostawiamy samochód na przydrożnej zatoczce. Wejście na szlak znajduje się przy szlabanie, gdzie skręcamy w prawo i podchodzimy początkowo lasem a następnie odkrytym, widokowym terenem (oczywiście widokowym tylko wtedy, gdy mgła nieco się rozrzedza :-) Końcówka szlaku łączy się z szosą, którą my tniemy na skróty, kierując się na widoczne już schronisko Auronzo. 


Kolejny etap naszej dzisiejszej wędrówki to przejście przez przełęcz Lavaredo do schroniska Tre Cime. Jest to niewątpliwie jedna z najbardziej obleganych tras Dolomitów, więc mimo, że brakuje nam słońca to dostrzegamy też dobre strony - towarzyszy nam zaledwie garstka turystów.




Przejście nie sprawia najmniejszych trudności - początkowo szlak prowadzi szeroką szutrową i niemal płaską drogą, a po pokonaniu siodła przełęczy wygodną ścieżką. Droga jest natomiast bardzo widokowa - możemy podziwiać nie tylko obie strony Tre Cime, ale również inne szczyty - Croda dei Toni czy Monte Paterno).





Przy schronisku niestety nie możemy nacieszyć oczu panoramą doliny. Z przestronnej werandy rozciąga się klasyczny widok na północne ściany turni Tre Cime, skąpane niestety częściowo w chmurach.








Ze schroniska wychodzi grupa turystów z przewodnikiem, która kieruje się na Monte Paterno. Skoro im pogoda nie straszna to i my nie będziemy gorsi. Wciągamy ekspresowo uprzęże i niecałe 10 minut później zostawiamy całą grupę w tyle.



Na Monte Paterno (2744 m n.p.m.) od strony schroniska Tre Cime prowadzi niezbyt trudna, a w końcowym odcinku dość trudna ferrata Innerkofler - De Luca, prowadząca na długim odcinku tunelem wykutym w skale dla potrzeb wojskowych w czasie I wojny światowej.


Od wyjścia ze schroniska ścieżka prowadzi na niską z początku grań, prowadzącą w kierunku szczytu. Po drodze mijamy cienką, jak igła skałkę - jest to tzw. Frankfurter Wurstl (kiełbaska frankfurcka), a dla nas zwyczajny polski kabonosek :-)

Dochodzimy do początku sztolni i wchodzimy w ciemną odchłań (jest naprawdę ciemno bo w jednaj z czołówek kończą się baterie :-). Szczęśliwie, co jakiś czas ciemności rozjaśnia światło padające z wykutych dużych otworów. Gdy wychodzimy z tunelu na niewielką platformę możemy zorientować się, jak wysoko jesteśmy.



Następnie wzdłuż stalówki wspinamy się w górę do ukośnej półki, którą trawersujemy, aż pod przełęcz. Półka pokryta jest drobnym piargiem i gliniastą ziemią, co po opadach deszczu sprawia, że jest bardzo ślisko.






Przed samą przełęczą ponownie wchodzimy stromo w górę. Z jej siodła skręcamy w prawo i pokonujemy ścinkę, po której spływa woda. Widoczność jest coraz gorsza, dosłownie toniemy w mleku. Wychodzimy na zasłany porozrzucanymi skałami stromy stok, poprzecinany wąskimi piarżystymi półkami, które jednak zamiast trawersować, należy minąć prostopadle w górę. Ostatni fragment trasy podchodzimy zupełnie poza szlakiem. Przy takiej widoczności zupełnie tracimy orientację. Nie wiem czy szlak jest tutaj znaczony punktami namalowanymi na skale czy kamiennymi kopczykami. My idziemy wybierając po prostu dogodna drogę, kierując się w górę. Chociaż "dogodną" to zdecydowanie za dużo powiedziane. Ponieważ zboczyliśmy ze szlaku musimy wspinać się po ścianach kompletnie zalanych wodą, często bardzo kruchych.

Dopiero pod samym szczytem orientujemy się, że udało nam się dotrzeć. Krzyż na szczycie, mimo, że ogromny, widać dopiero z odległości kilku metrów. O panoramie nie ma co wspominać. Zgodnie z informacją z przewodnika ze szczytu roztacza się znakomity widok na ściany Tre Cime di Lavaredo i resztę centralnej grupy Dolomiti di Sesto. My niestety możemy sobie to tylko wyobrazić.

W strumieniach wody spadającej ze skał wracamy na przełęcz. Znów poza szlakiem. A następnie kierujemy się w dół. Obieramy szlak przez Przełęcz Passaporto i Przełęcz Camosci.
Niestety we mgle gubimy drogę i omyłkowo wchodzimy na szlak prowadzący do Rif. Pian di Cengia i początkowy fragment ferraty Percorso delle Forcelle. Uszliśmy niezły kawałek, zanim zorientowaliśmy się, że coś poszło nie tak :-) Ale oczywiście nie ma co żałować - trasa była bardzo urozmaicona i dostarczyła nam nowych widoków. Tym bardziej, że pogoda zaczęła się poprawiać. Zza chmur dotarły do nas pierwsze dzisiaj promienie słońca. 



Wracamy zatem do naszego szlaku i wyraźną piargową ścieżką (jak mogliśmy ją przegapić?) podchodzimy w kierunku skał szczytu Croda Passaporto. Przez niezbyt trudne skałki i tunel wychodzimy na przełęcz Forcella Passaporto, a dalej skalnymi półkami do przełęczy Forcella Camosci.



Na przełęczy rozpogadza się na dobre. Szkoda, że nie odrobinę wcześniej, kiedy staliśmy na szczycie Monte Paterno, choć oczywiście lepiej późno niż wcale. Mamy okazję podziwiać dolinę i stojące samotnie turnie Tre Cime. 








Również powrotna ścieżka do Rif. Auronzo w promieniach słońca wygląda zupełnie inaczej. Dopiero teraz widać, jak pięknie położone jest schronisko. Szczególne wrażenie robią igiełkowe ostre turnie szczytów po drugiej stronie doliny Lavaredo.









Podczas tegorocznych wakacji Monte Paterno i okolica znów wraca na listę naszych planów. Liczymy, że tym razem uda nam się zobaczyć ze szczytu cała panoramę masywu.































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecane posty

Wspomnienia z Dolomitów (sierpień 2016) - Tre Cime di Lavaredo i Monte Paterno

Tre Cime di Lavaredo - potężne turnie stojące samotnie w masywie Dolomiti di Sesto. Widok na nie od strony północnej należy do najbardzie...