poniedziałek, 3 lipca 2017

Alpy Bergamskie - 23 czerwca 2017 cz.1

Upał, lejący się po plecach pot, kilkanaście kilogramów w plecaku, błądzenie w zapadającym się śniegu i trzynastogodzinny marsz... Brzmi jak kiepski dzień? Nic bardziej mylnego - to najlepszy fragment całego naszego trekkingu.
Ruszamy w dalszą drogę szlakiem Sentiero delle Orobie. 

Wiemy, że będzie ciężko. Na dzisiaj zaplanowaliśmy przejście dwóch odcinków Sentiero delle Orobie. Nie mamy wyjścia - jeśli chcemy dotrzeć do Gemelli w sobotę musimy robić 200% normy.

Plan na dzisiaj jest taki:
[1] Schronisko Merelli Coca - Schronisko Brunone (10 km)
[2] Schronisko Brunone - Schronisko Calvi (10 km)

Wg czasówki powinno zająć nam to 11 godzin. Biorąc jednak pod uwagę, że robimy dwa etapy szlaku w ciągu jednego dnia i że idziemy z ciężkimi plecakami dajemy sobie czas ok 15 godzin. 
Czasówki - Sentiero delle Orobie


Musimy wyjść skoro świt - kilka minut po 5:00. Oczywiście korzystamy z naszego wyjścia ewakuacyjnego i wychodzimy przez okno. Po wczorajszej burzy nie ma już śladu. Temperatura powietrza też nie wskazuje na fakt, że kilka godzin wcześniej sypało gradem. Jesteśmy zdziwieni, że nie musimy zakładać polarów. Zapowiada się gorący dzień... 

Zaraz przy schronisku witają nas stojące na ścieżce kozice. Wolą na nas "fukać"niż zejść ze szlaku. Dawid śmieje się, że mają prawo, w końcu były tutaj wcześniej  :-)

Tak jak poprzedniego dnia idziemy do jeziora Coca, tym razem jednak odbijamy w lewo. Na kamieniu widać wyraźny kierunkowskaz na Rif. Brunoni. Tym razem bez problemów wiemy jak wejść na szlak.


Practical tips:
Kilkanaście metrów w górę od schroniska Coca odbija szlak na Rifugio Brunone. Jest to łatwiejsza ścieżka do schroniska prowadząca dolinami. Pamiętajcie jednak, że nie jest to fragment Sentiero delle Orobie. Jeżeli chcecie przejść właściwym szlakiem i nie ominąć najlepszych widoków i najciekawych fragmentów musicie iść wzdłuż grani i skorzystać z wejścia przy Lago di Coca. 


Zaczynamy podejście

Dzień się budzi a my zaczynamy podejście. Po kamieniach, coraz wyżej i wyżej. Zostawiamy za sobą nieckę Jeziora Coca, w dole widać jeszcze malutkie schronisko a przed nami otwierają się coraz szersze widoki. Wreszcie zaczynamy trawers Cima d'Avets - do góry i w dół ubezpieczoną łańcuchami ścieżką. Niesamowite wrażenie robi widok skalnych ścian przed nami, a jeszcze większe, gdy doszukujemy się na nich naszej ścieżki.



Śniadanie jemy na przełęczy Il Forcellino, którą pomylilismy z Ol Simal (najwyższy punkt na trasie). Ale o tym dowiemy się już niebawem kiedy wylejemy kolejne poty na podejściu...
A propos śniadania - dzisiaj czas na urozmaicenie diety. Wczoraj jedliśmy mielonkę z indyka, dzisiaj szalejemy i jemy... mielonkę wieprzową. Grunt to dobrze skompensowane posiłki :-)




Z przełęczy schodzimy w zaśnieżoną dolinę di Coca. Sprawdzamy śnieg i rezygnujemy z zakładania raków. A po kilkudziesięciu metrach zaczynamy żałować tej decyzji. Co prawda gdzieniegdzie śnieg się zapada, ale miejscami jest naprawdę ślisko. Ponieważ podejście jest bezpieczne idziemy dalej bez raków, ale musimy włożyć w to nieco więcej wysiłku bo co chwila nogi same się cofają, a na bardziej stromych odcinkach trzeba "wykopać" stopnie. 





Z opisów szlaku wiedzieliśmy, ze musimy przejść przez to śnieżne pole, ale nie do końca wiedzieliśmy jak. Od wejścia na śnieg oznakowania szlaku nie było widać, a śladów też nikt przed nami nie zostawił. Dawid schodzi na lewo szukać oznakowania na głazach, ja wchodzę dalej w górę aż do końca śnieżnego pola. I nic...
Zastanawiamy się czy powinniśmy nieco zawrócić i nagle jest... po drugiej stronie doliny dostrzegamy na skałach czerwone kółko. Nie jestem jeszcze pewna czy wzrok nas nie zawodzi ale nie mamy wyjścia - idziemy to sprawdzić. Dawid musi przejść śnieżne pole w poprzek, ja mam nieco gorzej bo zawędrowałam na samą górę. 
Spotykamy się na kamiennej "wyspie" i już dokładnie dostrzegamy oznakowanie szlaku po lewej stronie śnieżnego pola. Pamiętajcie o tym - kierujcie się na lewą stronę.

I w tym momencie zaczynamy rozumieć co znaczą tzw. mieszane uczucia :-) Z jednej strony ulga, że znów jesteśmy na dobrej drodze, a z drugiej zdajemy sobie sprawę, ze przełęcz, z której zeszliśmy to nie jest Ol Simal :-) Teraz dopiero zaczyna się podejście. 

Wejście prowadzi kominem ubezpieczonym łańcuchami. Po lewej stronie zalega śnieg, po prawej, między skałami kwitną górskie kwiaty. Jest przepięknie! I to włoskie słońce... Pali niemiłosiernie, ale jak cudownie podkreśla biel śniegu i błękit nieba. Niestety z podejścia nie mamy dobrych zdjęć - ciężko wyciągnąć telefon nie mając stabilnego oparcia dla nóg.




Wreszcie jesteśmy na przełęczy Ol Simal (2712 m n.p.m.). To najwyższy punkt na trasie Sentiero delle Orobie. Jest przepięknie. Przed nami fantastyczny widok na Pizzo di Coca, gdzie byliśmy wczoraj. Widać nawet krzyż na szczycie. Teraz dopiero można docenić jaki kawał trasy zrobiliśmy.







Na przełęczy robimy robimy jeszcze małe zapasy - pustą butelkę po wodzie wypełniamy śniegiem - na ciężkie czasy :-) Ale jak się niedługo okaże śniegu i wody nam dzisiaj nie zabraknie...

Niemal całą drogę zejściową pokonujemy w śniegu. Tym razem miękkim i bardzo wygodnym do schodzenia. Tylko czasem zapadaliśmy się po kolana :-)







Schodzimy coraz niżej i niżej do doliny Antica. I wreszcie jest... w oddali dostrzegamy schronisko Brunoni. Jesteśmy prawie w domu, możemy zaszaleć. Robimy postój. Do naszej śniegowej butelki łapiemy spływającą z skał wodę i wrzucamy izotonik. Dawid jak rasowy barman miesza nasz górski orzeźwiający koktajl :-) Na wysokości ponad 2500 m n.p.m. pijemy drinki z lodem. Brakuje tylko parasolki ;-) 

Dalsze zejście w dół jest nieco bardziej strome. Wreszcie wchodzimy na lodowczyk (Vedretta dei Secreti). Tutaj również rezygnujemy z raków mimo kilku bardziej ryzykownych fragmentów. Po lewej stronie mijamy rozejście szlaków na Redortę i Scais. I tak noga za nogą dochodzimy do schroniska Brunoni.



Schronisko Antonio Baroni al Brunoni

Połowa naszej dzisiejszej trasy za nami. Przy schronisku suszymy mokre od śniegu skarpetki i oczywiście konsumujemy niezastąpione mielonki z Biedronki. Ze schroniska wygląda Pani, która proponuje nam spagetti, deser i kawę. Wychodzimy jednak z założenia, że im więcej zjemy własnych zapasów, tym lżej będzie iść. 

Najwyraźniej jesteśmy jednymi z nielicznych, którzy przeszli w tym roku Sentierro delle Orobie, bo sympatyczna Pani dopytuje nas skąd idziemy, czy trasa jest już do przejścia i czy nie ma dużego ryzyka. Faktycznie w ciągu całego dnia spotkaliśmy tylko dwóch turystów. Schronisko również wydaje się puste. Zastanawiamy się czy sezon turystyczny w Alpach już się zaczął...



Źródło: http://geoportale.caibergamo.it/en/rifugio/rifugio-baroni-al-brunone


One of the highest huts in the Orobian Alps (2297 m), probably the most difficult to access. For this reason, here you can find only ‘hard core’ hikers and mountain lovers.
The rifugio is located in front of the east face of the Diavolo di Tenda Peak, which is just short of 3000 m, and some little glaciers are found in the area.

The Italian Alpine Club (CAI) on July the 29th 1890 organised a trip to the Redorta Peak. Due to bad weather, they were forced to look for a shelter is an old miners’ house, which was in poor conditions. Shortly after, the club decided to rebuild it, the works started in 1894 and lasted for 3 months until the “Rifugio della Brunona” was ready on the 23rd of Septeber. It’s the oldest hut in the Bergamo province and it is now dedicated to Antonio Baroni, who pioneered mountaineering in the area.


Przed nami jeszcze długa droga (ze schroniska bardzo wyraźnie widać ścieżkę w kierunku Calvi). Musimy ruszać przed siebie. Ale o tym w kolejnym poście.


Przydatne linki
Opis szlaku od schroniska Coca do schroniska Brunoni Szlak 302
Strona schroniska Brunoni Schronisko Brunoni

1 komentarz:

  1. Cześć, czy mozecie polecić jakiś przewodnik po tym regionie z czasami przejść? Udało mi sie kupić tylko mapę 1:50 000. Ibteresują mnie okolice Pizza Coca oraz Lecco. Język bez znaczenia, preferowany Pl, eng lub de

    OdpowiedzUsuń

Polecane posty

Wspomnienia z Dolomitów (sierpień 2016) - Tre Cime di Lavaredo i Monte Paterno

Tre Cime di Lavaredo - potężne turnie stojące samotnie w masywie Dolomiti di Sesto. Widok na nie od strony północnej należy do najbardzie...