niedziela, 9 lipca 2017

Alpy Bergamskie - 25 czerwca 2017

Czas na kolejne wyzwania. Przed nami Pizzo del Becco (2506 m n.p.m.). Szczyt wprawdzie niewysoki, ale obserwując jego zbocza od strony Schroniska Gemelli robi duże wrażenie. Do tego dodajmy mokre, śliskie skały i już mamy przepis na dzień pełen wrażeń.
Nasza przygoda zaczęła się jednak jeszcze dłuuuugo przed nastaniem poranka... 

Jeżeli nie przeżyliście burzy w górach to prawdopodobnie nie wiecie co to jest prawdziwa burza. W nocy obudził nas błysk. A raczej błyski, bo wyładowania elektryczne następowały raz po raz. Jakby ktoś lampą jarzeniową błyskał po oknach. Za chwilę do tego doszedł ogromny hałas - grad uderzający o szyby i parapety, co chwila zagłuszany przez grzmoty. To co zostało mi w pamięci z tamtej nocy to jeden wielki huk i jeden ogromny błysk. I tak przez kilka godzin. 
Nad ranem nie wiedziałam już czy to dzień wstaje czy od wyładowań jest tak jasno :-)



Plany na dzisiejszy dzień trochę nam się posypały. Gdy tylko przestało padać większość turystów opuściła schronisko (oczywiście wszyscy schodzili w stronę Carony) i chyba tylko my czekaliśmy na możliwość wyjścia w góry.

Około godziny 10:00 ze strachu przed "odleżynami" postanawiamy ruszać. Na niebie wciąż jeszcze widać gęste chmury, ale prognoza nie zapowiada już opadów.

Szlak na  Pizzo del Becco

Od schroniska ruszamy szlakiem 214, prowadzącym przez zaporę na Jeziorze Gemelli, w kierunku jeziora Colombo. Im wyżej podchodzimy tym więcej wody jest na szlaku. W okolicach połączenia z drogą 250 (szlak do Jeziora Becco) nasza ścieżka zamienia się w rwący potok. Większość zalanych odcinków udaje nam się obejść bokiem. 
Dochodzimy do początku szlaku na Pizzo del Becco...



Szczyt del Becco jest świetnie wyeksponowany. Poprzedniego dnia mogliśmy podziwiać go w pełnej okazałości odpoczywając przy schronisku. Jego strome południowe ściany wydawały się niedostępne, dlatego spodziewaliśmy się, że szlak będzie prowadził nas od drugiej strony. Na szczęście ktoś miał więcej fantazji i wkrótce okazało się, że pionowe ściany przed nami to nasz cel!



Początkowo idziemy wśród ogromnych głazów, które oderwały się od zboczy. W bardziej zacienionych miejscach wciąż jeszcze zalega śnieg i grad. Dochodzimy do ściany i zaczynamy wspinaczkę. Skały są jeszcze mokre i śliskie. Na najtrudniejszych odcinkach zamontowano łańcuchy. Tutaj faktycznie się przydają. W wielu miejscach nie ma dobrego oparcia dla rąk i nóg. W żlebach i kominach po skałach spływają strużki wody i jest naprawdę ślisko. Sztuczne zabezpieczenia w takich miejscach to nie tylko komfort psychiczny, ale czasami jedyny stabilny element, na którym można się podciągnąć. 

Szczególne wrażenie robi na nas podejście kominem zaznaczonym na zdjęciu powyżej. Pionowe podejście na mokrej ścianie. Wielokrotnie musieliśmy w 100% zaufać łańcuchom, z braku innych punktów zaczepienia. A to dopiero wejście... :-) 

Wraz z wysokością za naszymi plecami mieliśmy coraz szersze i piękniejsze widoki na dolinę i jeziora...






Jeszcze trochę wspinaczki, kilka ciągów łańcuchów i docieramy na przełęczkę, z której otwiera nam się widok na północną stronę.
Obowiązkowa przerwa na kilka zdjęć...




Ostatnie podejście...




i jesteśmy na szczycie del Becco! 
Wszystkie te piękne widoki tylko dla nas! I pogoda nam sprzyja. Przejęci wspinaczką nie zauważyliśmy nawet, że zza chmur wyszło słońce.






Moglibyśmy tak siedzieć bez końca, gdyby nie fakt, że oboje czujemy lekkie podenerwowanie zejściem... Mamy nadzieję, że słońce osuszy choć trochę mokrą skałę... Lepiej jednak mieć już to za sobą. Ruszamy! 

Mija godzina, może dwie i jesteśmy na dole... Najtrudniejsze fragmenty dostarczyły trochę adrenaliny, ale czy nie o to w tym chodzi? 

Schodzimy w kierunku jeziora do szlaku 214 i decydujemy, że pójdziemy dalej na przełęcz Aviasco (alternatywna droga ze schroniska Calvi, o której wspominałam w poprzednim poście). Plan był nawet taki, żeby z przełęczy kontynuować trekking w kierunku Monte Aviasco, Passo Valsanguino Nord i przez Pizzo Farno zejść do jeziora Gemelli.

Nie pisane nam jednak było zobaczenie przełęczy. Podeszliśmy do miejsca, gdzie szlak odbijał na Monte Aviasco i zasugerowani nazwą oraz oznaczeniem na mapie byliśmy pewni, że jesteśmy na przełęczy. Trochę się rozczarowaliśmy, że w dolinie nie widać jezior (mieliśmy nadzieję zobaczyć je z góry), ale jakoś nie wzbudziło to naszych podejrzeń. W jednym momencie zwróciłam nawet uwagę, że kilkadziesiąt metrów dalej jest jeszcze drugi przesmyk ale nie rozwinęliśmy tego tematu bo chmury nad nami były już czarne. Nie było sensu pchać się w dalszą drogę. Podjęliśmy decyzje, że wracamy, a jeżeli pogoda się utrzyma to zrobimy jeszcze rundkę wokół jeziora Gemelli.


Możecie sobie wyobrazić, jak wielkie było moje rozczarowanie gdy studiując po raz kolejny mapę przy schronisku odkryłam nasze przeoczenie. Faktycznie przełęcz jest tak blisko rozejścia szlaków, do którego dotarliśmy, że w skali 1:50 000 wydaje się to niemal jeden punkt. Zabrakło nam max 10 minut.
Co gorsza pogoda się utrzymała! (nie sądziłam, że kiedykolwiek powiem to w górach :-)
Samo życie... ale może na jeden wyjazd wykorzystaliśmy już limit szczęścia...

Wolne popołudnie, zgodnie z planem wykorzystaliśmy na spacer wokół Jeziora Gemelli.


Siedząc wieczorem przy schronisku po raz kolejny spoglądamy na del Becco. Z pełną satysfakcją...


To nasz ostatni dzień w górach. Chcemy się nasycić tym górskich klimatem... zapamiętać jak najwięcej... 


Jutro jeszcze przed świtem opuścimy Alpy Bergamskie, ale jak zwykle nie będziemy mówić "żegnajcie!" a "do zobaczenia!" ;-)

Przydatne linki:

Szlak na Pizzo del Becco: Pizzo del Becco

1 komentarz:

Polecane posty

Wspomnienia z Dolomitów (sierpień 2016) - Tre Cime di Lavaredo i Monte Paterno

Tre Cime di Lavaredo - potężne turnie stojące samotnie w masywie Dolomiti di Sesto. Widok na nie od strony północnej należy do najbardzie...