niedziela, 23 lipca 2017

Wspomnienia z Dolimitów (sierpień 2016) - Lagazuoi Pizo i Rifugio Lagazuoi

Zostaję w klimacie Dolomitów. Zanurzyłam się we wspomnieniach i tonę... Dawid dodałby jeszcze: "A kra nade mną zamarza" :-)
Ale co ja będę tłumaczyć... Zabieram się za relację. Sami zobaczycie, że można się "zachłysnąć".



Oboje wspominamy Lagazui Pizo i okolice schroniska jako jedno z piękniejszych miejsc. Widok z tarasu schroniska jest obłędny, pogoda idealna a do tego świetne doświadczenie pokonywania trasy zejściowej w ciemnych tunelach. Ale od początku...

Startujemy na przełęczy Passo Falzarego, gdzie na parkingu można zostawić samochód. Jest to bardzo popularne miejsce z uwagi na dostępność (możliwość podjechania samochodem, kursuje również autobus), dogodne miejsce wyjścia na szlaki (np. Tofany) oraz punkt startowy popularnej kolejki gondolowej. Dlatego nawet rano znalezienie dobrego miejsca parkingowego wymaga trochę wysiłku.


Wariantów podejścia do schroniska jest kilka. My decydujemy się na ferratę Kaiserjager Steig. Przewodnik Dariusza Tkaczyka klasyfikuje ferratę jako nieco trudną, ale w mojej ocenie spokojnie można tutaj zrezygnować z uprzęży i lonży. Tylko kaski są nieodzownym elementem ekwipunku, ponieważ w niskich tunelach można nieźle poobijać głowę. Na kasku Dawida, właśnie to takiej przygodzie, zostało pamiątkowe, długie na kilka centymetrów wgłębienie.
(Gdyby nie kask, pewnie nie wspominalibyśmy tego dnia z takim entuzjazmem ;-)

Ferrata Kaiserjager Steig (ok 2:30-3:00h) poprowadzona jest dawną drogą zaopatrzeniową wojsk austriackich i mija liczne stanowiska militarne.

Z przełęczy ruszamy szlakiem 402. Początkowy fragment jest wspólny dla szlaków prowadzących na ferratę i do tunelu. Na rozwidleniu, przy drogowskazie skręcamy w lewo i piargową ścieżką dochodzimy do początku ferraty. 



Po lewej stronie otwiera się nam doskonały widok na pokrytą lodowcem Marmoladę a po prawej stronie urwiska Lagazui, nad którymi zbudowano schronisko, i kursującą czerwoną kolejkę linową. Nawet na ścieżce mamy niecodzienne widoki - dostrzegamy siedzącego na kamieniu świstaka :-)






Ferrata zaczyna się przy stromej rozpadlinie, przecinającej całą ścianę, którą pokonujemy po linowym moście. Następnie idziemy wąskimi, ubezpieczonymi półkami wprowadzającymi na strome zboczona usiane stanowiskami obronnymi. Część tuneli została zaadaptowana jako "naturalne muzea" - można w nich obejrzeć wojenne eksponaty i przeczytać na tablicach informacyjnych historię walk prowadzonych w Dolomitach.

Nasz szlak znowu wraca do rozpadliny, którą ponownie przekraczamy, a następnie systemem półek z olbrzymich drewnianych bali wkraczamy bardziej stromo na grań Lagazuoi Piccolo. Stąd już tylko chwila na szczyt, a następnie do schroniska.



Wyjście na grań dostarcza niesamowitych wrażeń! Otwiera się fantastyczny widok na majestatyczne Tofany, które wydają się niemal na wyciągnięcie ręki. A w tle daleko, daleko zaśnieżone szczyty Alp. 







Z zapartym tchem wchodzimy na szczyt oznaczony drewnianym krzyżem. 





Z każdej strony otaczają nas górskie pasma: Tofany, Fanis, Marmarole, Averau, Civetta... i ich dostojne trzytysięczniki. To doskonały punkt widokowy, skąd można obserwować poszczególne pasma wschodnich Dolomitów. Są tutaj idealnie wyeksponowane. Ale prawdziwa lekcja geografii czeka nas przy schronisku. Na barierce tarasu zamontowano tabliczki ze zdjęciami i opisem szczytów, które są widoczne z danego punktu. Fantastyczny pomysł, dzięki któremu można łatwo rozpoznać teren! A jest na co patrzeć.
Widok, na tyle trzytysięczników z jednego miejsca! Chyba nie ma lepszego miejsca na schronisko!









To też nie dziwi fakt, ze taras zalany jest masą turystów. Większość dotarła tu kolejką. Ale czemu nie? Wielu z nich to starsi ludzie, którym nogi nie pozwalają już na wspinaczkę. Dzięki rozwiniętej infrastrukturze (która co prawda szpeci trochę krajobraz) nie muszą rezygnować z takich widoków.

My robimy sobie geograficzną "objazdówkę" wzdłuż barierek (odnajdujemy bez trudu wszystkie trzytysięczniki) a potem wygrzewamy się na tarasie. Tutaj jest po prostu niesamowicie pięknie! Nasze serducha szczególnie biją na widok Tofany di Rozes, która wyrasta przed nami jak kamienny, gigantyczny olbrzym i rozpala wyobraźnię ekscytującą ferratą Lipella, która biegnie na szczyt.
Znów brakuje słów, żeby oddać emocje tamtych chwil.




Jako zejście wybieramy prowadzącą przez tunel trasę T320.
Tunel został wykuty przez Włochów, w czasie II wojny światowej, by zaatakować Austriaków kontrolujących z góry Passo Falzarego.
Pozwolę sobie tutaj wrzucić fragment z przewodnika "Dolomity Tom 1 Wschód", żeby przedstawić historię tunelu Lagazui:
"Po założeniu ładunków wybuchowych górna część tunelu wraz z komorą minerska wyleciały w powietrze [...]. Austriacy ostrzeżeni w ostatniej chwili wycofali się i zajęli skraj krateru, odpierając w dramatycznej walce szturm Włochów. Z obu stron walczyły doborowe jednostki: włoskich Alpini i austriackich Kaiserjager, składające się w większości z miejscowych górali, a prowadzone przez świetnych przewodników górskich".

Prawie cała trasa zejściowa prowadzi tunelami (ok 2 godziny). Mamy zabawę jak małe dzieci :-) Ciemne długie i śliskie korytarze, oświetlane tylko wąskim strumieniem światła z czołówek, a po drodze powojenne stanowiska, groty wykute w skale, stanowiska strzelnicze, a nawet lochy. Trochę jak zabawa nocą w podchody. 





A po wyjściu z tunelu (już przed samą przełęczą Passo Falzarego) znów zapierające w piersiach widoki. Za naszymi plecami przeogromny masyw Antelao. Możemy patrzeć bez końca! Już na przełęczy robimy przerwę na obiad w widokiem na tą własnie stronę.




Czy będę nudna jeśli napiszę że to był fantastyczny dzień? Nawet jeśli, to wybaczcie... 
TO BYŁ FANTASTYCZNY DZIEŃ!!!


































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecane posty

Wspomnienia z Dolomitów (sierpień 2016) - Tre Cime di Lavaredo i Monte Paterno

Tre Cime di Lavaredo - potężne turnie stojące samotnie w masywie Dolomiti di Sesto. Widok na nie od strony północnej należy do najbardzie...